Często tak się układa, że ludzie nie zawsze wierzą w swoje miłosne możliwości czy podboje. Co za tymi idzie szukają eliksirów, gotowych rozwiązań , odwiedzają wróżki i tak można by bez końca... A gdzie tu zdrowy rozsądek? No cóż o rozsądek trudno w sprawach powiedziałabym czysto sercowych.
Jak zapewne wszyscy wiedzą, widzą i słyszą przyszła wiosna, a z nią kolorowe sukienki, latające pyłki i inne ciekawe hormony:))) Postanowiłam zatem skrobnąć coś o afrodyzjakach. Wiedza przelana na papier to wiedza medyczno-zielarska, zatem żeby nikomu nie zaszkodziła potraktujmy ją z lekkim przymrużeniem oka i z lekką dozą humoru.
Ich nazwa wywodzi się od imienia greckiej bogini miłości i piękności Afrodyty. Obecnie uczeni prześcigają się w naukowym wyjaśnianiu działania owych substancji na nasz organizm, już kilka tysięcy lat temu ludzie korzystali z dobrodziejstw natury, nie zagłębiając się w zbędne szczegóły. Co warto wiedzieć to, to że po ich zjedzeniu ponoć krew szybciej krąży. Opowiem wam o tych kilku afrodyzjakach, które mamy na co dzień w zasięgu ręki.
Zacznijmy od lubczyka ogrodowego, który ponoć nieźle zadomowił się w jednym z polskich seriali,gdzie dzielnie wspomaga poczynania damsko-męskie jego bohaterów:) Do rzeczy, lubczyk pochodzi z Azji i stosowany jest jako przyprawa.
Najlepiej nadają się do tego młode jasnozielone świeże liście. Zarówno części naziemne, jak i korzeń uważa się od starożytności za afrodyzjak. Ze świeżego korzenia sporządza się miłosne napoje, którym podobno nikt nie jest w stanie się oprzeć , a najpewniej już dziewczyna. Także pamiętać trzeba , że korzenie lubczyka mają najwięcej sercowych właściwości. Choć podobno Kaligula oszalał i zmarł po degustacji nalewki z lubczyku. No jak mieć pecha to na całego.
Seler mogłoby się wydawać pospolite warzywo w każdej polskiej kuchni, a jednak nie . On jako afrodyzjak był już opiewany w starożytnych pieśniach. Szczególne działanie ponoć wykazuje sałatka z selera, która to ma wzmacniać odpowiednie organy, ich siłę i długość działania.
Przez jednych uwielbiany przez innych znienawidzony - czosnek - głównie za ostry i specyficzny zapach. Zakazany został w klasztorach Tybetu, za bardzo pobudzał. Mnisi mieli za zadanie wyciszać swoje ciało, zatem zakaz jak najbardziej zrozumiały.
Jako afrodyzjak znany już był w starożytnym Egipcie. Rzymianie poświęcili go bogini płodności Ceres i sporządzali z niego napój miłosny z dodatkiem kolendry. W wielu starych książkach można się doczytać, że czosnek skłaniał do nierządu.
Wydaje się jednak, że skłonność do takiego rodzaju „pracy” można upatrywać w zupełnie czymś innym. Natomiast pewne będzie to, że czosnek możemy stosować w leczeniu wspomagającym impotencję. Z kolei mieszkańcy Basenu Morza Śródziemnego nie stronią od czosnku i być może stąd opinia o nich jako o wspaniałych kochankach.
Czekolada, no to nie przyprawa, ale też postrzegana jako niezły wspomagator:) Na dworze króla Ludwika XVI stała się czymś w rodzaju pantomimy miłosnej. Jeżeli król obdarowywał osobiście damę czekoladą oznaczało to zaproszenie do sypialni, przyjęcie podarku przez damę wyrażało zgodę.
Ananas spożywany z dodatkiem chili i miodu, w zalewie z białego wina pobudza siły miłosne najbardziej wyczerpanych pożeraczy serc.
Pokrzywa, no cóż tu zdania mogą być podzielone:)), bowiem od starożytności była wykorzystywana jako stymulator seksualny dla odważnych albo i dla zdesperowanych. Partnera należy chłostać tak długo pokrzywą aż powie tak , pewnie skuteczne ale czy na pewno przyjemne?!!
Marchew ponoć skłania do oddawania się miłosnym igraszkom. Działa odświeżająco i ożywiająco na umysł , obfituje w żelazo i witaminy A,B i C. Oto przepis na Hinduski przysmak miłosny (trochę skomplikowany, ale dla chcącego nic trudnego) ¼ litra mleka, ½ kg tartej marchewki, 10 dag miałkiego brunatnego cukru, 3 dag roztartego miąższu kokosowego, 3 dag masła, tuzin migdałów. Mleko i marchew zagotować na średnim ogniu, mieszając, aż składniki zgęstnieją. Dodać cukru i masła, gotować, aż masa nabierze konsystencji krówek. Wyłożyć na talerze i przybrać migdałami.
Także moi drodzy nie musicie posiadać szklanej kuli ,czarnego kota czy miotły, żeby stać się współczesną czarownicą czy czarownikiem. Sami w swoich kuchniach ,możecie przyrządzać sekretne mikstury w równie sekretnych kociołkach, szczyptę tego , odrobinę tamtego, garść czegoś innego....i ogień miłosny podsycony.
A cóż można poradzić wszystkim poszukującym miłości, polującym na nią czy próbujących ją usidlić? Skłaniałabym się do uwierzenia w swój niewątpliwy wdzięk i urok niż w miłosne napary.
A i jest jeszcze jedno: porzekadło, które powtarzały nasze prababki, powtarzają babcie „każda potwora znajdzie swego amatora”. Także powodzenia....
Pamiętać należy że ten tekst to tylko medyczno-obyczajowa wariacja na temat wiosny. Chętnych zgłębiania wiedzy tajemnej zachęcamy do lektury Ch. Ratsch „Rośliny miłości”.